Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Łukasz Barczyk, reżyser "Hiszpanki": Jestem iluzjonistą [rozmowa naszemiasto.pl]

Kinga Czernichowska
Waldemar Wylegalski, Polskapresse
Łukasz Barczyk w rozmowie z Naszym Miastem przyznaje, że filmy to dla niego ucieczka od rzeczywistości, w której człowiek bez względu na pochodzenie i płeć zazwyczaj czuje się nieszczęśliwy.

Zobacz też: "Hiszpanka". To efekty specjalne wciskają w fotel [wideo]

Po obejrzeniu "Hiszpanki" trudno oprzeć się wrażeniu, że jej twórca Łukasz Barczyk ("Italiani", "Nieruchomy poruszyciel"), ma iluzjonistyczne zapędy. Okazuje się, że według niego film to tylko iluzja, a reżyserzy są jak iluzjoniści, dzięki którym przenosimy się do innych światów. Fabuła "Hiszpanki" opowiada o powstaniu wielkopolskim, ale osadza się również (a może przede wszystkim) na historii spirytystów i ich walki o wolną Polskę.

W obsadzie filmu "Hiszpanka" znaleźli się m. in.: Crispin Glover, Artur Krajewski, Jakub Gierszał i Sandra Korzeniak.

Dość często odnosi się Pan do iluzji czy też do świata odrealnionego. Tak było przy filmie "Italiani", tak mamy i teraz w przypadku "Hiszpanki". Powiedział Pan nawet kiedyś, że mieszka Pan w swego rodzaju iluzji. Jak Pan to rozumie?

Niekoniecznie wygodnie jest mi żyć w tym świecie, w którym na co dzień muszę się poruszać. W "Italiani" mogę oglądać obrazy, które dają mi poczucie, że to jest właśnie mój dom. Podobnie zresztą jest właśnie w "Hiszpance".

Ale po co uciekać do świata, który jest tylko iluzją?

Uprośćmy: człowiek nie czuje się szczęśliwy w otaczającej go rzeczywistości opresywnej. Tak naprawdę każdy z nas tworzy sobie jakąś przestrzeń komfortu. Czasami wymaga ona jeszcze jakichś dodatkowych działań. Można przy tym konfabulować, okłamywać siebie i swoich bliskich. Ale można też wybrać inne rozwiązanie, czyli stworzyć sobie dodatkowy świat, tak jak czynią to artyści. I tak dla jednych tym światem będzie muzyka, dla innych literatura czy malarstwo. Ja robię filmy. Dzięki temu mogę czuć się wolny. Filmy to moje światy, w których czuję się lepiej.

Bardzo długo trwały przygotowania do "Hiszpanki", prawie rok. W tym okresie próbował Pan poszerzyć swoją wiedzę z zakresu iluzji czy wróżbiarstwa?

W kwestii wróżbiarstwa - tak, oczywiście, trzeba było przygotować dokumentację filmową, więc również i taka wiedza była potrzebna. Natomiast jeżeli tak samo rozumiemy słowo "iluzja", to należałoby zaznaczyć, że film jest po prostu sztuką iluzjonistyczną. Najkrócej rzecz ujmując: ze stojących obrazków robi się ruch. Poza tym na ekranie widzimy obrazy, które nie istnieją w rzeczywistości. Tego wszystkiego nie ma, więc w zasadzie można powiedzieć, że od kilkunastu lat jestem iluzjonistą. Ale w kinie przede wszystkim chodzi o to, żeby widz przekonał się do obrazów, które ma przed sobą. W przypadku pokazów iluzjonistów widz zawsze zdaje sobie sprawę, że to tylko trik. Nie do końca mogę się zgodzić. W kinie chodzi czasem po prostu tylko o to, żeby widz zrozumiał, że rzeczywistość, w której żyje, też jest iluzją. Iluzją, którą wytwarza jego umysł. Ile razy zdarzyło nam się znaleźć w sytuacji, w której nagle zostaliśmy pozbawieni złudzeń? Mamy określone oczekiwania względem innych osób i życia, bo nasz umysł narzuca nam interpretacje rzeczywistości. Cierpimy przez to nieustannie w poczuciu rozmijania się ze światem.

Trudno zaprzeczyć. Ujął Pan to lepiej niż niejeden mówca motywacyjny. Gdzie Pan się tego nauczył?

W życiu. Nie ma takiej szkoły, która uczy pojmowania rzeczywistości. Każdy z nas jest samotny i może korzystać tylko z porad filozofów, przyjaciół czy motywacyjnych mówców.

Pamiętam, że w jednej z rozmów powtórzył Pan za Andrzejem Wajdą, że polskie kino jest zdziecinniałe.

Naprawdę tak powiedziałem? Może od tamtej pory wyrosło.

Do tego zmierzam. Mamy liczne filmowe sukcesy. "Ida" Pawlikowskiego nominowana jest w dwóch kategoriach do Oscara. To wielki sukces. Może zatem polska kinematografia już dojrzała?

Dzisiaj nie ośmieliłbym się powiedzieć, że polska kinematografia jest zdziecinniała. Myślę, że sam trochę już wyrosłem, nie jestem już tak dziecinny jak parę lat temu i dlatego nie lubię wypowiadać się o polskim kinie jako o zjawisku, które można scharakteryzować w jeden, określony sposób. Polska kinematografia jest różnorodna. Buduje ją wielu ludzi: ostatnio wzbogacają ją nawet artyści z innych dziedzin sztuki: Sasnalowie, Grzesiek Jarzyna, pojawiają się coraz to inni twórcy. Nie da się naszego rodzimego kina sprowadzić do wspólnego mianownika.

Zobacz też: Oscary 2015. Lista nominowanych filmów

Wróćmy do "Hiszpanki". Jest to film, na który bardzo długo widzowie musieli czekać. Rozmawiamy po pierwszej projekcji kierowanej właśnie do nich. Jest Pan zadowolony, zaskoczony?

Mieliśmy okazję zobaczyć, że ci pierwsi widzowie byli wręcz zachwyceni. Jestem szczęśliwy. Widać, że ludzie są wzruszeni i przejęci. W rozmowie podczas spotkania z pierwszymi widzami miałem wrażenie, że oglądaliśmy ten sam film. Czuję, że widzowie patrzą na niego tak jak ja, i to jest cudowne uczucie. Jestem zadowolony z "Hiszpanki". Pracowaliśmy nad tym filmem długo, ale intensywnie. Bardzo chciałem, żeby kinomani docenili efekty tej pracy i zrozumieli, co mieliśmy im do przekazania. Dzisiaj poczułem, że to się udało.

"Hiszpanka" to film osadzony w realiach historycznych, ale też film, w którym nie ma patosu, dominującego zwykle w tego typu produkcjach. Denerwuje Pana taki sentymentalizm?

Patos i sentymentalizm denerwują mnie we wszystkich filmach, niezależnie od gatunku. To nie zmienia faktu, że potrafię się na sentymentalnym filmie wzruszyć.

Naprawdę? To jaki wyciskacz łez Pan by polecił?

Oglądam filmy z sześcioletnią córką, ona uwielbia Mary Poppins, więc sięgnąłem po "Saving Mr. Banks". Emma Thompson jest w tym filmie tak ujmującą istotą, że trudno się nie wzruszyć. To nie jest dobry film, to właśnie typowy hollywoodzki "wyciskacz łez", i to działa. To oczywiście wcale nie zwiększa wartości tego filmu. Uważam, że filmy sentymentalne są bezwartościowe.

Dlaczego? Ten patos może czasem denerwować, ale czy faktycznie jest całkiem bez wartości?

Takie filmy nie pomagają widzowi się rozwinąć. Jedynie utwierdzają go w kanałach emocjonalnych, w których i tak już tkwi po uszy.

A filmy zmuszające do refleksji, ale te sensowne?

Film "Przełamując fale" rzuca mną o ścianę, wtedy się wzruszam. Ale to nie jest sentymentalny film. To brutalny obraz, psychicznie widzowi trudno jest na nim wytrzymać. Taka jest też "Miłość" Hanekego. Nie nazwę tego wzruszeniem, a tych filmów "wyciskaczami łez", ale jestem rozbity na atomy po takim filmie. I to ma dla mnie niezwykłą wartość.

"Hiszpanka" sentymentalna na pewno nie jest, musiała być natomiast wielkim logistycznym przedsięwzięciem. Liczba ujęć, efekty specjalne - długo by wymieniać. Co nastręczało najwięcej trudności?

Stworzenie świata, w którym dzieje się "Hiszpanka". To jest świat złożony z setek elementów, a mi zależało na tym, żeby widz w tym świecie mógł się roztopić. Przy budżecie, który teoretycznie jest wysoki, ale tylko teoretycznie (to jest budżet filmu psychologicznego w Niemczech, a my mamy kostiumowy, napakowany efektami film w obsadzie międzynarodowej) było to cholernie trudne i wymagało niezwykle ofiarnej pracy całego zespołu ludzi.

To pewnie będzie planował Pan dopiero jakiś dłuższy urlop. A rodzą się już w Pana głowie pomysły na kolejne filmowe światy - światy iluzji?

Na razie muszę otrząsnąć się z "Hiszpanki" i zajmie mi to długo, co najmniej parę miesięcy.

Rozmawiała Kinga Czernichowska

Zobacz wideo (x-news.pl)

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo
Wróć na warszawa.naszemiasto.pl Nasze Miasto