Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Miałam raka. Pokonałam go. Będę żyć! - mówi gwiazda polskiej estrady [ZDJĘCIA]

Robert Migdał
Fot. Tomasz Ho£Od / Polskapresse
Izabella Skrybant-Dziewiątkowska, gwiazda zespołu Tercet Egzotyczny, który już od ponad 55 lat istnieje na polskiej scenie muzycznej, opowiada o walce, którą stoczyła przez ostatnie miesiące. Walce o zdrowie i życie.

Przez ostatnie miesiące zmagałaś się z rakiem. Jak się czujesz?
Po tym, co przeszłam, czuję się bardzo dobrze. Rok temu dowiedziałem się, że mam raka trzustki. Nie załamałam się, od razu powiedziałam profesorowi: „Niemożliwe – nie miałam raka, nie mam i mieć nie będę”. Nie dopuszczałam do siebie myśli, że ten rak jest we mnie. Ze mną. Nie zaprzyjaźniłam się z nim.

Traktowałaś go jak wroga.
Rozmawiałam z nim, na początku prosiłam: „Idź ode mnie, wynoś się z domu, na ogród, bo jak nie, to cię zatruję. Potem mu groziłam: wynoś się, bo cię zabiję”. Nie posłuchał mnie, to dostał za swoje.

O tym, że masz raka, dowiedziałaś się przypadkiem?
Rok temu występowaliśmy na festiwalu polskiej piosenki w Opolu. Wszyscy mi mówili: „Iza, jaka ty jesteś żółta na twarzy”. Ja tego nie widziałam. Myślałam, że jestem tak pięknie opalona. Na następny dzień po festiwalu pojechałam do lekarza i okazało się, że mam żółtaczkę. Pogotowie mnie zabrało z przychodni do szpitala, zrobili wszystkie badania i okazało się, że oprócz żółtaczki, mam raka: 10 tysięcy komórek nowotworowych na badaniach wykazało – dużo, bardzo dużo. Tak więc tego raka wykryli mi przy okazji – dobrze, że ta żółtaczka mi się przyplątała, bo inaczej bym z tym rakiem chodziła i nic nie wiedziała – bo go nie czuć, nie boli. Mógł, skubaniec jeden, siedzieć we mnie jeszcze długi czas.

Od początku podchodziłaś do swojej choroby ze spokojem, z wielką siłą do walki z nim. Wiele osób, gdy usłyszy „rak”, to strach je paraliżuje, załamują się, płaczą, traktują to jak wyrok.
A ja przez nawet maleńką chwilę nie byłam załamana. Przez moment nie pomyślałam, że mogę umrzeć. Wiedziałam jedno: muszę walczyć, zrobić wszystko, żeby być zdrowa.

Gdy tylko dowiedziałaś się, że masz raka, zadzwoniłaś do mnie: „Serwus, tylko się nie martw tym, co ci powiem. Wykryli mi raka trzustki, ale będą mnie leczyć. Nic mi nie będzie...”. Mnie zmroziło, a ty byłaś pełna optymizmu, energii.
Nie chciałam, żebyś się martwił, tylko żebyś był tak samo pełen nadziei jak ja. Bo ja wiedziałam, że sobie z tym rakiem poradzę. A wiadomo, że jak człowiek jest chory, to wszyscy dookoła się zamartwiają, wyobrażają sobie najgorsze. Zwłaszcza przy nowotworze trzustki.

Gdy mi powiedziałaś, że to rak trzustki, to od razu przypomniała mi się choroba twojej starszej córki Ani, która jako dziecko, wiele lat temu, też walczyła z tego typu nowotworem.
To taki dziwny zbieg okoliczności, dziwna sytuacja. I Ania, gdy tylko się dowiedziała, co mi jest, była dla mnie olbrzymim wsparciem. Od razu powiedziała: „Mamo, damy radę. Ja pokonałam raka, ty też pokonasz. Będzie trudno, ale wszystko będzie dobrze. Nie załamuj się – to najważniejsze”. Dużo rozmawiałyśmy o cierpieniu, przecież Ania przeszła siedem chemii. Mówiła mi: „Mamo, nikt nie będzie w stanie zrozumieć cię, jak bardzo boli, jak bardzo będziesz cierpiała. To straszny ból, ale można go znieść”. I rzeczywiście, ból był potworny. Ale wiedziałam, że kiedyś się skończy, że w końcu przestanie boleć. A moja druga córka – Kasia – od razu wprowadziła się do mnie do domu, żeby być ze mną cały czas, pomagać mi. Woziła mnie na wszystkie zabiegi, badania do Katowic, chodziła ze mną do lekarza, notowała zalecenia, terminy wizyt, bo człowiek chory musi mieć takie wsparcie, bo choroba oszałamia.

Kto i co ci jeszcze dodawało sił?
Wielką opieką otoczyli mnie rodzina, przyjaciele, znajomi. Lekarze: prof. Alicja Chybicka, prof. Wojciech Witkiewicz… Teraz się śmieję, że warto było zachorować, bo dzięki temu zobaczyłam, ilu wspaniałych, kochających ludzi mam koło siebie. Kto tylko wiedział, że jestem chora, wspierał mnie. Wiedziałam też, że mam dla kogo żyć: że są córki, że dla moich dwóch wnuczek jeszcze długo muszę być babcią. To dodaje sił. No i wiara – jestem osobą bardzo wierzącą, a wiara potrafi czynić cuda. Modliłam się do Boga, rozmawiałam z nim, prosiłam o pomoc. Bo przecież wychowana byłam w miłości do Boga, w wierze. Mam taką piękną modlitwę do Jezusa - „Ty się tym zajmij”. Trzeba wiedzieć, że Pan Bóg pomoże nam w każdej sytuacji, tylko czeka, aż go o to poprosimy. Pomoże nam, bo przecież nas kocha. Wiara mi dawała siłę w walce z rakiem.

Walka trwała dość długo.
Najpierw nie mogli wykryć, gdzie ten rak się ukrył. Lekarze myśleli, że to nowotwór jelit, potem, że wątroby. Zrobili mi na Śląsku, w Klinice Onkologicznej, dokładne badania, i okazało się, że mam raka trzustki. I najpierw było przerażenie lekarzy, że to taka bestia złośliwa, bo nowotwór trzustki brzmi jak wyrok – że taki straszny, że żyje się z nim bardzo króciutko, kilka miesięcy. Lekarze nawet powiedzieli mojej córce Kasi: „Matce pozostały trzy, cztery miesiące życia”. Gdy to usłyszała, to mało co obłędu nie dostała. A ja przez moment nie płakałam, nie narzekałam, bo wiedziałem, że go pokonam, że będę zdrowa. Trafiłam na bardzo dobrych lekarzy – przede wszystkim pod opiekę profesora Pawła Lampe do Katowic, do Centrum Onkologii. Znakomitość światowa, wielki specjalista. Przeszłam wiele badań i okazało się, że nie można mnie operować. Profesor mi powiedział: „Operacja trwa ponad 9 godzin, ma pani wszczepiony rozrusznik serca i może pani tej operacji nie przetrzymać. No i PESEL już nie jest najciekawszy...”. Później był pomysł, żeby laserem raka potraktować – też trzeba to było, ze względu na rozrusznik, wykluczyć. W końcu postanowiono, że będziemy walczyć z rakiem radioterapią, ale takim naświetlaniem punktowym, w konkretne, chore miejsce, żeby nie zatruwać całego organizmu. Dostałam w sumie pięć zabiegów naświetleń. Mieliśmy zacząć od marca tego roku, ale powiedziałam profesorowi: „Ależ ja trzeciego maja muszę lecieć do Ameryki na koncerty, to już 50. moja wizyta w USA”. Profesor powiedział: „Niech pani jedzie – czy chorować w Polsce, czy w USA, to nie ma znaczenia, a dla pani dobrego samopoczucia musi pani występować, bo to pani daje siły do walki z chorobą”. I zadecydowaliśmy, że dopiero po powrocie ze Stanów będziemy mnie naświetlać. Więc w

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Jak działają oszuści - fałszywe SMS "od najbliższych"

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na wroclaw.naszemiasto.pl Nasze Miasto