Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

KOŚCIAN. Mieszkańcy Kościana na tyłach frontu wojny polsko-bolszewickiej pracowali na rzecz zwycięstwa [ZDJĘCIA]

Anna Szklarska-Meller
Anna Szklarska-Meller
KOŚCIAN. Mieszkańcy Kościana na tyłach frontu wojny polsko-bolszewickiej pracowali na rzecz zwycięstwa
KOŚCIAN. Mieszkańcy Kościana na tyłach frontu wojny polsko-bolszewickiej pracowali na rzecz zwycięstwa Bogdan Ludowicz
Tydzień temu pisaliśmy o udziale mieszkańców dawnego powiatu kościańskiego i śmigielskiego w wojnie polsko-bolszewickiej 1920 roku i Bitwie Warszawskiej, ale wspominaliśmy też, że równie ważna była praca na tyłach frontu. Dziś nieco więcej o tym, jak ci, którzy nie walczyli z bronią w ręku pracowali na rzecz pokonania Armii Czerwonej.

- Nie można sobie wyobrazić sprawnego działania wojsk bez bez odpowiednio zorganizowanej komunikacji i łączności. Pierwszoplanową sprawą było wyposażenie wojska we wszystkie rodzaje niezbędnego sprzętu, uzbrojenia, amunicji, umundurowania, żywności oraz zabezpieczenia sanitarnego na obszarze zajętym walkami, a także sieci szpitali na dalekich tyłach - pisał Jan Pawicki, kościański regionalista w książce "Udział mieszkańców ziemi kościańskiej w wojnie polsko-bolszewickiej".

Kościaniacy pracowali dla wspólnej sprawy na wiele sposobów. Działała propaganda (dziś powiedzielibyśmy raczej marketing), odbywały się nabożeństwa i msze święte, zbiórki pieniędzy, werbowano ochotników do wojska. Funkcjonowały także szpitale wojskowe i ochronki dla dzieci pochodzących ze wschodnich kresów.

W prasie i na ulicach można było przeczytać nie jedną sentencję i hasło nawołujące do ofiarności, jak choćby takie: "Baczność Rodacy! Zwycięstwo na wschodzie gwarantuje bezpieczeństwo na zachodzie", albo takie: "Tylko tchórze nie wstępują do armii ochotniczej.". Nie brakowało także wieców i spotkań organizowanych przez władze oraz organizacje społeczne. Przedstawiano podczas nich sytuację na froncie i apelowano o pomoc. Na wiec, który odbył się 2 sierpnia 1920 roku w ogrodzie pana Lurca przyszło 1500 osób. Wpłaciły one na rzecz naszej armii 4720 marek.

Dwa tygodnie później, 17 sierpnia na strzelnicy "Sokoła" spotkali się mężczyźni w wieku poborowym. Przemawiali do nich księża, którzy zachęcali do chwycenia za broń. Zgłosiło się 150 ochotników gotowych pójść na front.

Latem 1920 roku panie z kościańskiego oddziału Czerwonego Krzyża zbierały po domach - nie tylko w Kościanie, lecz także w okolicznych wsiach - bieliznę, żywność oraz pieniądze. - Przede wszystkim daje się odczuć wielki brak bielizny. W tym celu odzywamy się do serc litościwych, naszych Rodaczek i Rodaków, aby zechcieli zaopatrzyć braci Ojczyznę broniących w bieliznę wszelkiego rodzaju - brzmiał komunikach Czerwonego Krzyża wydany 26 lipca 1920 roku.

Nie ustawali też mieszkańcy kościana i okolic w modłach w intencji kraju. Ksiądz Stanisław Bednarkiewicz od 14 do 23 lipca organizował nowennę do Serca Jezusowego.

W Kościanie działało także kilka szpitali wojskowych, które mogły liczyć na pomoc miejscowej ludności. Jeden z mieszkańców Kościana, Karol Swoboda podarował rannym żołnierzom 84 łóżka i 52 sienniki. Z kolei uczniowie kościańskiego progimnazjum z okazji świąt Bożego Narodzenia zorganizowali spotkanie dla rannych ze szpitala św. Zofii. Były podarki, wspólne śpiewy i deklamacje wierszy. Chorymi opiekowały się panie z Czerwonego Krzyża, do szpitali szerokim strumieniem płynęła żywność darowana przez mieszkańców. Żołnierze otrzymywali też książki i czasopisma, by łatwiej było im przetrwać czas rekonwalescencji. Odwdzięczyli się przedstawieniem teatralnym przygotowanym dla miejscowej ludności.

Pamiątką po działających w Kościanie szpitalach wojskowych jest kwatera obrońców ojczyzny na starym cmentarzu. Tutaj chowano tych, którym nie było dane wyzdrowieć.

W dawnym powiecie kościańskim i śmigielskim działały także dwie ochronki dla sierot z kresów wschodnich. Jedna powstała pod koniec 1918 roku w Choryni. Pierwszymi jej podopiecznymi było 75 dzieci z Mińska Litewskiego. - Obarczona zostałam 75 dziećmi z Mińska, dzieci głodne, chore z gorączką, okryte łachmanami, zjechały do Choryni. Mieliśmy dosłownie 60 łóżek, 150 prześcieradeł, 70 kołder, 100 miseczek, 40 kubków i 20 litrów mleka na dzień - pisała Józefa Chłapowska. W grudniu 1919 roku okoliczni ziemianie opodatkowali się na rzecz przytułku. Jego podopieczni chodzili do miejscowej szkoły, a także przyuczali się do wykonywania różnych zawodów. W czerwcu 1923 roku ochronkę odwiedził prezydent Stanisław Wojciechowski. Przytułek został zamknięty w 1931 roku.

Drugi działał od 1919 roku w dworku w Goździchowie, które leżało wówczas w granicach powiatu śmigielskiego. Pieczę nad nimi sprawowała Tekla Chłapowska. Pół setki małych kresowian miało zapewnioną fachową opiekę dzięki siostrze Urszuli Ledóchowskiej, wydawały nawet własną gazetkę "Sroczka Goździchowska". Tutaj zawitał prezydent Ignacy Mościcki. Ochronka została zamknięta we wrześniu 1929 roku.

Na koniec jeszcze kilka słów o powiecie śmigielskim. W Śmiglu w czasie wojny polsko-bolszewickiej funkcjonowało biuro werbunkowe. Nad poniesieniem ducha miejscowej społeczności pracował Komitet Obrony Narodowej, który organizował wykłady, wiece i msze święte. Dary dla 700 żołnierzy walczących na froncie wysyłał śmigielski Czerwony Krzyż i koło Caritas. Zbierano także datki dla wojska. W Wielichowie na przykład na rzecz szpitali wojskowych mieszkańcy podarowali 920 jaj, 18 funtów masła, 36 funtów okrasy i 2000 marek gotówką.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Debata prezydencka o Gdyni. Aleksandra Kosiorek versus Tadeusz Szemiot

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na koscian.naszemiasto.pl Nasze Miasto