Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Przed Sądem Rejonowym w Kościanie rozpoczął się proces myśliwego oskarżonego o kłusownictwo

Anna Szklarska-Meller
A. Szklarska-Meller
Przed Sądem Rejonowym w Kościanie rozpoczął się proces Henryka K, myśliwego oskarżonego m.in. o kłusownictwo w okresie ochronnym dla zwierzyny oraz Janusza D i Waldemara D, którzy odpowiadają za nielegalne posiadanie trofeum myśliwskiego.

Wszystko zaczęło się w nocy z 7 na 8 maja ubiegłego roku, kiedy patrol policji zatrzymał do kontroli samochód, którym jechali Janusz D i Waldemar D. W bagażniku auta policjanci znaleźli głowę oraz kończyny jelenia. - Otrzymałem telefon z poleceniem stawienia się na komendzie policji - zeznawał podczas rozprawy jeden ze świadków. - Pokazano mi głowę jelenia. Była świeża, na co wskazywała nie do końca zastygła krew. Poroże znajdowało się jeszcze w fazie wzrostu.

Obaj panowie utrzymywali początkowo, że tego wieczoru razem z Henrykiem K. pojechali na polowanie. Myśliwy miał zastrzelić jelenia i oprawić go na swojej posesji, a głowę i kończyny oddać Januszowi D i Waldemarowi D. Obaj przyznali się do winy i chcieli dobrowolnie poddać karze. Potem jednak zmienili zeznania, twierdząc, że żadnego polowania nie było, a skrzynkę z głową jelenia znaleźli przy drodze i zabrali do auta. - Tamtego dnia byłem u Henryka K. Przyjechałem około godziny 20.30, a odjeżdżałem około 23.00. W tym czasie oskarżony nigdzie nie wychodził - usłyszał sąd od innego świadka.

Podczas pierwszej rozprawy zeznawał także świadek, który sam zgłosił się na policję, po tym jak z mediów dowiedział się o całej sprawie - Dwa razy byłem na posesji oskarżonego i widok, jaki tam zastałem przeraził mnie - zeznał przed sądem. - Cały teren ogradzał wysoki, metalowy płot. Za ogrodzeniem znajdowały się klatki dla psów i woliery dla ptaków, ale miejsce to nie przypominało hodowli, a raczej ubojnię. Widziałem haki rzeźnickie, noże, skrzynki na mięso. Były tam też martwe lisy, niektóre przecięte na pół, skóry jeleni, dzików i saren. Leżał zając, który w uchu miał ślady śrutu. Wisiały głowy rogaczy. Wszystkie były w stanie częściowego rozkładu, należały do młodych zwierząt, takich które przeznacza się do hodowli, a nie odstrzału.

Zobacz też: Powiatowe polowanie na lisy

Obrońca Henryka K. zaznaczył jednak, że świadek pozostaje w konflikcie z jego klientem. Podnosił też, iż świadek nie jest myśliwym, a jedynie pasjonatem myślistwa. Sam oskarżony do winy się nie przyznaje. Głowy saren znalezione na jego posesji miały należeć do zwierząt potrąconych przez samochody, a ich mięso zostało zakopane lub przeznaczone na karmę dla psów. Członkowie koła łowieckiego, którego członkiem był myśliwy zeznali, że o nielegalnym odstrzale zwierząt przez oskarżonego nigdy nic nie słyszeli. - W książce ewidencji, w której każdy zapisuje wyjazd i powrót z polowania oskarżony ostatni raz wpisał się 2 maja - zeznał jeden z myśliwych. Inny przypomniał sobie, że zgłoszenie o znalezieniu zwierzęcia potrąconego przez samochód otrzymał od Henryka K. w 2010 roku.

Oskarżycielem posiłkowym w procesie jest wojewoda wielkopolski, który domaga się zasądzenia od oskarżonych 10,8 tys. zł. Kolejna rozprawa odbędzie się w kwietniu. Mają podczas niej zeznawać m.in. policjanci, którzy zatrzymali Janusza D. i Waldemara D. oraz osoba, która także była na posesji Henryka K.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Strefa Biznesu: Plantatorzy ostrzegają - owoce w tym roku będą droższe

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na wielkopolskie.naszemiasto.pl Nasze Miasto