Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Zjechał ze swojego pasa ruchu i śmiertelnie potrącił dziennikarkę. Nowa opinia ws. śmierci Anny Karbowniczak miażdży wersję prokuratury

Justyna Piasecka
Justyna Piasecka
Blanka Aleksowska
Blanka Aleksowska
Anna Karbowniczak pisała dla „Głosu Wielkopolskiego”, portalu chodziez.naszemiasto.pl i tygodnika „Chodzieżanin”. Jej pasją była jazda na rowerze. Rocznie przemierzała tysiące kilometrów.
Anna Karbowniczak pisała dla „Głosu Wielkopolskiego”, portalu chodziez.naszemiasto.pl i tygodnika „Chodzieżanin”. Jej pasją była jazda na rowerze. Rocznie przemierzała tysiące kilometrów. archiwum prywatne
Nowa opinia biegłych podważa wersję przyjętą przez prokuraturę, że to dziennikarka Anna Karbowniczak jest wyłącznie odpowiedzialna za spowodowanie wypadku, w którym zginęła. Wynika z niej, że kierowca busa - który uciekł z miejsca zdarzenia - zjechał ze swojego pasa ruchu na lewy i potrącił jadącą rowerem dziennikarkę. Tym samym potwierdzają się ustalenia zespołu śledczego „Głosu Wielkopolskiego” i onet.pl. Dopiero po naszych publikacjach, prokuratura postanowiła jeszcze raz przyjrzeć się sprawie wypadku i powołać nowych biegłych.

Spis treści

Od wypadku, w którym zginęła Anna Karbowniczak, dziennikarka „Głosu Wielkopolskiego” i serwisu chodzież.naszemiasto.pl, minęły ponad dwa lata. Do tej pory śledczy nie ustalili, jak doszło do tego tragicznego zdarzenia i kto za nie odpowiada. Pierwsza wersja prokuratury, którą oparli na opinii biegłego od wypadków drogowych Adama Pachołka, okazała się nietrafiona, co wykazaliśmy na łamach „Głosu Wielkopolskiego” we współpracy z Onet.pl.

Nasze teksty doprowadziły do powołania przez prokuraturę nowego zespołu biegłych. Nową opinię przygotowali eksperci z Katedry Pojazdów Samochodowych Politechniki Krakowskiej oraz Zakładu Medycyny Sądowej w Krakowie. Ich ustalenia są całkowicie odmienne od tych, które poczynił biegły Adam Pachołek, twierdzący, że do wypadku doszło z winy jadącej rowerem dziennikarki.
Co jest oczywiste w tej sprawie, to że do wypadku doszło 3 września 2020 roku około godziny 13.50 między Brzekińcem a Nowym Brzeźnem (pow. chodzieski), na skrzyżowaniu drogi powiatowej z drogą podporządkowaną. Tego dnia nie padało, jezdnia była sucha, świeciło słońce. Widoczność była doskonała.

Kierowca samochodu opel vivaro Maciej N. jechał drogą główną, której jezdnia była w złym stanie technicznym. Anna Karbowniczak była z kolei na drodze podporządkowanej. Wyjeżdżając na drogę główną, którą jechał Maciej N., skręcała w lewo, czyli w przeciwną stronę do kierunku jazdy samochodu.

Z nowej opinii krakowskich biegłych wynika - co wskazali nam śledczy - że tuż przed zderzeniem samochód zjechał ze swojego pasa ruchu na lewy, na który wjeżdżała rowerzystka. I to właśnie na tym pasie, właściwym dla Anny Karbowniczak, doszło do wypadku.

Prędkość rowerzystki i kierowcy

Dokładne określenie prędkości, z jaka poruszała się Anna Karbowniczak przed wypadkiem i w chwili zderzenia jest niemożliwe. W dniu zdarzenia dziennikarka miała zegarek sportowy i to na podstawie danych z tego urządzenia można wskazać orientacyjną prędkość. Jak mówi nam osoba związana ze śledztwem, biegli ustalili, że Anna Karbowniczak przed wjazdem na drogę główną nie zatrzymała się, tylko zmniejszyła prędkość (prawdopodobnie do kilku km/h), a możliwa prędkość w chwili zderzenia wynosiła 10-15 km/h.

Również prędkości, z jaką poruszał się samochód nie da się dokładnie oszacować. Jak przekazali nam śledczy, biegli przyjęli, że prędkość kolizyjna, czyli moment uderzenia samochodu w rowerzystkę, wynosi 50-60 km/h. Biegli biorą pod uwagę, że prędkość, z jaką poruszał się bus przed zderzeniem mogła być wyższa, jednak nie są w stanie tego udowodnić.

Sam kierowca Maciej N. podczas przesłuchania powiedział, że przed wypadkiem jechał z prędkością 50 km/h, z kolei jego pasażer Mateusz C. wskazał, że nie jechali szybko, może 60 km/h.

Czytaj też: Wątpliwe opinie biegłego od wypadków drogowych. To on wydał ekspertyzę w sprawie wypadku Anny Karbowniczak. Takich przypadków jest więcej?

Czy wypadku można było uniknąć?

Zarówno Anna Karbowniczak, jak i Maciej N., zbliżając się do skrzyżowania powinni zachować szczególną ostrożność. Rowerzystka, wyjeżdżając z drogi podporządkowanej na główną, zgodnie z przepisami była zobowiązana ustąpić pierwszeństwa przejazdu jadącemu z jej lewej strony kierowcy. Decydując się na wjazd na drogę główną powinna być pewna, że nie wymusi na kierowcy hamowania czy zmiany pasa ruchu. W przypadku wystąpienia wątpliwości co do bezpiecznego przejazdu, powinna poczekać aż samochód przejedzie.

Jak wskazali w swojej opinii eksperci z Krakowa, „nieprawidłowe, nierozważne zachowanie Anny Karbowniczak zmuszało kierowcę opla do zmiany prędkości i nosiło cechy nieustąpienia pierwszeństwa przejazdu, i to można oceniać w kategoriach przyczynienia się dziennikarki do wypadku”.

Obowiązkiem kierowcy, który zbliżał się do skrzyżowania było obserwowanie zachowania rowerzystki i ocenienie, czy wyjedzie na drogę główną.

Biegli ocenili, że kiedy Anna Karbowniczak wjechała na drogę z pierwszeństwem przejazdu, kierowca powinien podjąć „natychmiastowe i ekstremalne hamowanie na swoim pasie jezdni”. Wówczas „uniknąłby zderzenia” i do wypadku, by nie doszło. Zamiast tego Maciej N. „podjął ryzykowny manewr zjazdu na lewą część”, tym samym „nie wykorzystał szansy na uniknięcie wypadku”. Biegli wskazali, że takie zachowanie kierowcy też należy rozpatrywać w kategoriach przyczynienia się do wypadku.

Jak już wcześniej pisaliśmy, na miejscu zdarzenia były ślady hamowania, jednak policja nie zabezpieczyła ich i nie zwymiarowała, dlatego nie mogły być one wzięte pod uwagę w sprawie i biegli nie mogli ustalić, czy doszło do hamowania. Na to, że Maciej N. nie hamował, wskazali jego pasażerowie. Mateusz C. powiedział: „nie hamował tak, aby były ślady”, a Oliwa P.: „Maciej nie hamował nic, tylko dalej jechał”.

Podkreślenia wymaga także fakt, iż kierowca nie posiadał prawa jazdy. Można mieć więc wątpliwości, co do jego umiejętności prowadzenia pojazdów i właściwego reagowania na drodze w sytuacji zagrożenia. Maciej N. był pod wpływem amfetaminy, kiedy zatrzymała go policja, jednak nie można wskazać, czy narkotyki zażył przed, czy po wypadku.

Jak nowa opinia może wpłynąć na zakończenie śledztwa? Formalnie kierowca Maciej N. ma status podejrzanego, bowiem na początku śledztwa postawiono mu zarzut nieumyślnego spowodowania wypadku ze skutkiem śmiertelnym. Śledczy mówią otwarcie, że nowa ekspertyza zmieniła obraz sprawy.

- Jeśli rzeczywiście okaże się, że kierowca mógł podjąć ten manewr hamowania, tak jak piszą biegli, to wtedy można liczyć się nie tyle ze zmianą zarzutu, ile ze zmianą opisu czynu. Sprawa jest w toku, na razie niczego nie przesądzamy. Jeśli po wszystkich analizach prokuratura uzna, że ten zarzut się ostanie, to wtedy do sądu skierowany zostanie akt oskarżenia

- wyjaśniał prok. Łukasz Wawrzyniak z Prokuratury Okręgowej w Poznaniu.

Opinia oparta na domysłach biegłego

Pierwsza opinia ws. wypadku, sporządzona w 2020 roku przez biegłego Adama Pachołka, diametralnie różni się i od wersji ustalonej przez krakowskich biegłych, i od tej, którą na naszą prośbę wydał Jerzy Hyżorek, biegły sądowy z 40-letnim doświadczeniem zawodowym. Jak wykazaliśmy w swoich tekstach, ekspertyza Pachołka opierała się na niejasnych domniemaniach oraz teoretycznych i niepopartych dowodami założeniach. A to na niej początkowo oparła się prokuratura, wycofując większość zarzutów wobec kierowcy i pasażerów opla.

Biegły Pachołek do części ważnych informacji nie miał dostępu, bo w tej sprawie sporo dowodów mogli zaprzepaścić funkcjonariusze policji. W swojej opinii już od początku zaznaczał, że nie jest w stanie ustalić wielu zmiennych. Ale pewnych wyliczeń nie poczynił, mimo że miał taką możliwość. Część okoliczności i dowodów została przez niego po prostu zignorowana.
Z opinii biegłego Pachołka wynikało, że jedyną winną spowodowania wypadku, jest sama Ania Karbowniczak. W swojej ekspertyzie wybielił kierowcę i pasażerów opla oraz oparł się częściowo na… ich wersji wydarzeń. Tak ustalił przede wszystkim prędkość, z jaką jechało auto - przyjął, że było to ok. 50 km/h, bo tak twierdzili kierowca i pasażerowie.

Trudno zrozumieć, dlaczego na drodze z dopuszczalną prędkością do 90 km/h, na prostym odcinku, przy dobrych warunkach i pogodzie, bez ruchu innych samochodów (bezpośrednich świadków wypadku wszak nie było), kierowca miałby jechać znacznie wolniej niż mógł. Jak wynika z naszych informacji, to jedna z najbardziej rażących różnic między opinią Pachołka, a najnowszą ekspertyzą biegłych z Krakowa - ci jasno wskazali, że nie są w stanie ustalić prędkości, z jaką jechał opel.

Pachołek przyjął także m.in., że prowadzący auto mógł zauważyć jadącą rowerem dziennikarkę dopiero na krawędzi jezdni. Na niejasnej podstawie uznał, że rowerzystka najprawdopodobniej została uderzona przez pojazd na środku skrzyżowania. I dopiero od tego momentu wyliczył czas, w jakim Anna Karbowniczak znalazła się w tym miejscu. Pachołek wyliczył, że było to ok. 1,1 sekundy. Opierając się na poprzednim teoretycznym założeniu, że kierowca jechał 50 km/h, biegły obliczył, że w momencie wjeżdżania rowerzystki na skrzyżowanie opel znajdował się w odległości 15,3 m od tego miejsca. Gdyby tak rzeczywiście było, kierowca w 1,1 sekundy nie miałby szans zatrzymać się przed rowerzystką wyjeżdżającą z drogi podporządkowanej. Wniosek? Dla biegłego Pachołka to dziennikarka była winną wypadku.

Na taki werdykt wpłynął także fakt, że Pachołek kompletnie zignorował jeden z najważniejszych dowodów w sprawie, który został doskonale udokumentowany przez policję - szkiełka z rozbitego prawego lusterka i reflektora opla. Ich rozmieszczenie w miejscu wypadku świadczyło o tym, że do zderzenia nie doszło w środku drogi, a na pasie, na którym miała znaleźć się - i zdążyła się znaleźć - Anna Karbowniczak. Kierowca auta zjechał zatem - z nieznanych powodów - ze swojego, prawego pasa i uderzył prosto w jadącą już po nim rowerzystkę.

Dokładnie taką wersję wydarzeń przedstawia zarówno biegły Hyżorek, jak i biegli z krakowskiego Instytutu - według naszych ustaleń najnowsza opinia jasno stwierdza, że tuż przed zderzeniem samochód zjechał ze swojego pasa ruchu na lewy, na który wjeżdżała rowerzystka. Jak w takiej sytuacji można wnioskować, że to ona była odpowiedzialną za spowodowanie wypadku?

Biegły przyjął deklarację kierowcy, że ten jechał 50 km/h, bo twierdził, że nie miał innych możliwości. Oczywiście, że miał! W literaturze dotyczącej tej sfery są funkcje, z których można wyliczyć prędkość pojazdu, gdy doszło np. do rozbicia reflektora przedniego. A z tym w tym przypadku mieliśmy do czynienia. W policyjnym protokole biegły ma taki ślad z oględzin wypadku i jest to napisane wyraźnie - wskazywał w naszym pierwszym materiale na temat ekspertyzy Pachołka biegły Jerzy Hyżorek. I jego zdaniem, i zdaniem biegłych z Krakowa, Anna Karbowniczak zdążyła wjechać na swój pas. Jak pisaliśmy wyżej, krakowscy eksperci wskazują w swojej opinii, że jeśli Anna Karbowniczak wjechała na drogę z pierwszeństwem przejazdu, kierowca powinien był zahamować, przez co uniknąłby zderzenia. Dlaczego zatem kierowca auta - nawet jeśli rowerzystka zmusiła go do zmiany jazdy - nie zwolnił, nie przyhamował, a wjechał w nią na jej pasie?

Pominiętych dowodów, niejasnych domniemań i błędów w opinii Pachołka było jeszcze wiele - brak odległości, na jaką w wyniku zderzenia odrzucone zostało ciało Anny Karbowniczak, niewskazane miejsce zderzenia, nie poparta danymi trajektoria jej wjazdu i skrętu na drogę główną, a także odległość opla od skrzyżowania. Prawdopodobnie to dlatego wnioski wyciągnięte przez Pachołka tak drastycznie różnią się od tych, które wyprowadził biegły Hyżorek czy eksperci z Krakowa. Przede wszystkim - co kluczowe w tej sprawie - w kwestii odpowiedzialności za wypadek i miejsca, w którym doszło do kolizji.

Ekspertyza biegłych z Krakowa wciąż budzi jednak kilka zasadniczych pytań - bo uznali oni, że zarówno kierowcę opla, jak i jadącą rowerem dziennikarkę, można postrzegać za winnych wypadku.

W nowej ekspertyzie stwierdzono, że o winie Anny Karbowniczak może świadczyć jej „nieprawidłowe, nierozważne zachowanie, które zmuszało kierowcę opla do zmiany prędkości i nosiło cechy nieustąpienia pierwszeństwa przejazdu”. Ale na jakiej podstawie stwierdzono, że dziennikarka wymusiła pierwszeństwo i zmusiła kierowcę do zmiany prędkości, skoro nie ustalono ani odległości opla od skrzyżowania, ani tej właśnie prędkości? Skąd wniosek, że kierowca zmienił prędkość, jeśli nie została ona na żadnym etapie wyliczona? Jeśli kierowca znajdował się dostatecznie daleko i nie jechał za szybko, dziennikarka spokojnie mogła wjechać na główną drogę i zdążyć na swój pas. A tak się przecież stało.

W tym obszarze nowa ekspertyza różni się od wersji Hyżorka. W swojej opinii stwierdził on, że Ania Karbowniczak nie ponosi żadnej winy, a całkowicie odpowiedzialny za kolizję jest kierowca.

Wycofane zarzuty

Nowej opinii biegłych w sprawie śmierci Anny Karbowniczak nie byłoby, gdyby nie wspólne działania i publikacje „Głosu Wielkopolskiego” i serwisu Onet.pl. Ale wróćmy na chwilę do wydarzeń po samym wypadku. Dzień po nim, na terenie jednej z posesji w Morakowie, miejscowości oddalonej od miejsca zdarzenia o około 30 km, zatrzymano 26-letniego kierującego busem Macieja N., jego brata Krystiana N. i znajomego Tomasza P. Byli pod wpływem amfetaminy i naprawiali uszkodzony pojazd po to, by ukryć fakt, że samochód brał udział w wypadku. Dwie kolejne osoby same zgłosiły się na policję. Byli to Mateusz C. i jego dziewczyna Oliwia P., pasażerowie kierowcy. Uczestnicy wypadku uciekli z miejsca zdarzenia i nie udzielili dziennikarce pomocy. Jak zeznał później kierowca busa, nie zatrzymał się, bo się wystraszył. Jechał bez prawa jazdy, którego w ogóle nie miał.

Śmiertelny wypadek w Słupsku:

od 16 lat

Początkowo prokuratura postawiła zarzuty pięciu osobom. Kierowca Maciej N., dwójka jego pasażerów: Oliwia P. i Mateusz Cz., a także Tomasz P. i Krystian N. usłyszeli zarzuty nieudzielenia pomocy umierającej dziennikarce. Ponadto wszyscy poza kierowcą mieli odpowiadać za zacieranie śladów. Zarzut ucieczki z miejsca zdarzenia usłyszała trójka biorąca udział w wypadku. Dodatkowo Maciejowi N. prokurator postawił zarzut naruszenia zasad bezpieczeństwa w ruchu lądowym i nieumyślnego spowodowania wypadku.

Po tym, jak prokuratura otrzymała opinię biegłego Adama Pachołka, wycofała większości zarzutów wobec podejrzanych, bowiem przyjęto, że za wypadek odpowiedzialna jest wyłącznie Anna Karbowniczak. Ostatecznie kierowca i jego pasażerowie zostali oskarżeni o nieudzieleni pomocy dziennikarce.

Wznowienie śledztwa

Wątek spowodowania wypadku przez Macieja N. został przez śledczych umorzony w 2021 roku. Nie zgodził się z tym pełnomocnik rodziny Anny Karbowniczak, mec. Michał Krok, który złożył zażalenie. Wtedy też „Głos Wielkopolski” wspólnie z Onet.pl przeanalizował sprawę wypadku. Na naszą prośbę biegły sądowy Jerzy Hyżorek stworzył własną opinię, opierając się na tym samym materiale dowodowym, którym dysponował biegły Pachołek. W swojej ekspertyzie wskazał, że kierowca busa jest winny spowodowania wypadku. Ustalił, że dziennikarka, jadąc z drogi podporządkowanej i skręcając w lewo, jechała prawidłowo i zdążyła wjechać na swój pas ruchu przed nadjeżdżającym pojazdem. Wtedy kierowca busa z niewiadomych przyczyn skręcił w lewo i uderzył w dziennikarkę.

Opinia biegłego Hyżorka oraz publikacje „Głosu Wielkopolskiego” i serwisu Onet.pl spowodowały, że pod koniec ubiegłego roku Prokuratura Krajowa nakazał ponowne zbadanie sprawy i powołanie nowego zespołu biegłych.

Śledztwo w sprawie wypadku nadal trwa.

- Odbyło się przesłuchanie biegłego, który wydał nową opinię - mówi prokurator Łukasz Wawrzyniak i dodaje, że śledczy zapowiedzieli konfrontację obu biegłych

- biegłego z Krakowa i biegłego Adama Pachołka.

Dziennikarka otrzymywała groźby

Na zakończenie warto również przypomnieć, że Anna Karbowniczak otrzymywała przed śmiercią anonimowe listy z pogróżkami. Dzień przed tragicznym wypadkiem zgłosiła ten fakt do prokuratury. Jeden z listów otrzymała po artykule, w którym wytknęła zaniedbania chodzieskiej prokuratury i policji sprawie zabójstwa 2-letniego Marcela z Chodzieży. Nadawca napisał w nim, m.in. „wszystko każdemu może się naraz złamać, np. też noga, paluszek, kręgi, coś na buzi itp.”. Groził dziennikarce gwałtem.

Śledczy wskazali, że sprawa gróźb nie ma związku z wypadkiem, w którym zginęła Anna Karbowniczak. Ustalono, że nadawcą jednego z trzech anonimów może być emeryt z Chodzieży Andrzej S. Przypisuje mu się autorstwo listu, w którym podszywał się pod rzecznika prasowego jednej z firm. Śledczym nie udało się wykazać, by Andrzej S. był autorem pozostałych dwóch pism, w tym tego, który dostała dziennikarka podczas opisywania sprawy 2-letniego chłopca.

Jesteś świadkiem ciekawego wydarzenia? Skontaktuj się z nami! Wyślij informację, zdjęcia lub film na adres: [email protected]

Obserwuj nas także na Google News

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo

Materiał oryginalny: Zjechał ze swojego pasa ruchu i śmiertelnie potrącił dziennikarkę. Nowa opinia ws. śmierci Anny Karbowniczak miażdży wersję prokuratury - Głos Wielkopolski

Wróć na koscian.naszemiasto.pl Nasze Miasto