Nowak w lutym tego roku wraz z żoną wprowadził się do nowego mieszkania. Wybrali je korzystając z usług biura pośrednictwa nieruchomości. Lokal znajduje się na osiedlu Prochownia, którym administruje największa z leszczyńskich spółdzielni mieszkaniowych. Wcześniej dwukrotnie występowali do spółdzielni, by ta potwierdziła, że nie posiada tzw. zawiadomienia o wszczęciu egzekucji, czy innych zobowiązań.
Spółdzielnia wystawiła dwa zaświadczenia - pierwsze 19 grudnia ubiegłego roku, a drugie 31 stycznia. Wspólnie z byłym właścicielem udali się wtedy do notariusza i sporządzili odpowiedni akt. Zaciągnęli kredyt w wysokości 120 tysięcy złotych, który będą spłacać przez najbliższe 20 lat. W końcu byli jednak ,,na swoim". Tak im się przynajmniej wydawało. Po niespełna dwóch miesiącach na ich adres przyszło pismo od komornika, który informował, że właśnie wszczyna egzekucję z ich nieruchomości na poczet nie opłacanych alimentów.
- Po prostu się we mnie zagotowało. To było tak nieprawdopodobne, że do dziś nie mieści mi się w głowie. Zapewniano nas, że mieszkanie jest czyste. Nie mieliśmy więc jakichkolwiek podstaw, by przypuszczać, że coś jest nie w porządku. Byłem potem w spółdzielni, ale powiedziano mi, że oni tylko podpisują dokumenty, a koperty od komornika były puste. Mają tam najwyraźniej bałagan, przez który teraz cierpimy - mówi Mariusz Nowak.
Istotnie, komornik już w sierpniu ubiegłego roku wysłał do Leszczyńskiej Spółdzielni Mieszkaniowej pismo z informacją, że wszczyna egzekucję z mieszkania na Prochowni. Dowodem tego jest potwierdzenie odbioru, które podpisała jedna z pracownic administracji. Jak to możliwe, że dokument nie odnalazł się do dziś?
- To przykra sprawa i zdarzyła się u nas po raz pierwszy. Takich zaświadczeń podpisujemy po kilkadziesiąt miesięcznie i nie sprawdzamy wszystkiego - mówi z rozbrajającą szczerością Edwarda Myślicka, prezes zarządu LSM. - W mojej ocenie zawinił poprzedni właściciel, który potwierdził nieprawdę u notariusza. Nie wiem, jaki my mielibyśmy teraz wykonać ruch.
Tak więc spółdzielnia zrzuca z siebie odpowiedzialność za popełniony błąd. Prokuratura po zawiadomieniu Nowaków nie doszukała się znamion przestępstwa i umorzyła śledztwo. Sąd, który rozpatrywał skargę na czynności komornika i prośbę o umorzenie egzekucji, także nie widział problemu. W uzasadnieniu napisano, że zarówno spółdzielnia, jak i poprzedni właściciel zostali powiadomieni o zajęciu lokalu, a więc... nie można go było sprzedać.
Został jednak sprzedany. Nowakowie przyznają, że zostali pozostawieni sami sobie w sytuacji, która jest wręcz kuriozalna. Całe szczęście, że poprzedni właściciel uregulował zaległości i egzekucję wstrzymano. Co prawda mają możliwość odstąpienia od aktu notarialnego, ale są od tego dalecy. Obawiają się, że wtedy nie uda im się odzyskać pieniędzy, które wyłożyli na zakup mieszkania. Będą szukać sprawiedliwości w sądzie.
- Prawnik doradził nam, że jedynym rozwiązaniem jest w tej sytuacji złożenie pozwu cywilnego. Wystąpimy z nim przeciwko spółdzielni, bo to ewidentnie jej wina. Będziemy domagać się zadośćuczynienia oraz wypłaty równowartości naszego mieszkania lub zamiany na inny, nie obciążony lokal. Nie chcemy mieszkać na bombie w obawie, że któregoś dnia poprzedni właściciel znów przestanie płacić alimenty, a my stracimy dom - mówi Nowak.
Strefa Biznesu: Uwaga na chińskie platformy zakupowe
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?